szkodnik czy pomocnik?

Dział poświęcony chorobom i szkodnikom, które mogą dotknąć nasze drzewka.
Laura
Posty: 3
Rejestracja: 05 mar 2007, 21:07
17
Lokalizacja: KrakĂłw

szkodnik czy pomocnik?

Post autor: Laura »

Witam, na wstępie chciałam prosić o cierpliwość, gdyż mam dużo do opisania, a bardzo zależy mi na . bardziej doświadczonych osób (jeżeli temat postu lub dział jest nieodpowiedni to przepraszam, ale mam kilka różnych problemów i wszystkie nie zmieściłyby się w temacie:). Od prawie 4 lat mam u siebie wiąza drobnolistnego. Jest to moje pierwsze drzewko, więc nie zawsze miało ono właściwe warunki i czasami się buntowało, ale do tej pory zawsze szybko wracało do siebie i wydawało mi się, że trafił mi się silny egzemplarz. Dwie pierwsze zimy spędziło w nieogrzewanej spiżarce przy oknie, resztę czasu w pokoju przy oknie lub w wakacje na balkonie/w ogrodzie. Niestety ostatniej zimy nie miałam możliwości przeniesienia go do spiżarnii i uznałam, że jeden raz opuszczenie zimowania nie powinno mu aż tak zaszkodzić (wiem, że to osłabia drzewko, ale to miał być jedyny raz). Ponieważ od 2 lat nie był przesadzany, miałam to zrobić na wiosnę. Drzewko miało się dobrze, w miesiącach zimowych zwolniło wzrost i wszystko wydawało się opanowane.

Pierwsze problemy pojawiły się w lutym. Wyjechałam na około 2 tygodnie i drzewko zostało pod opieką siostry. Niestety ku mojemu przerażeniu po powrocie zastałam je w bardzo złym stanie (mimo, że uczyłam sisotre jak się nim zajmować). Mniej więcej połowa liści już odpadła, a pozostała część sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała zrobić to samo. Z tego, co udało mi się ustalić, to drzewko było na początku dość poważnie przesuszone, a później podlewane 'żeby nadrobić', więc może nawet było pod koniec przelewane. Zaczęłam go zraszać kilka razy dziennie równocześnie pilnując, żeby nie przelać ziemi. Przez pierwszy tydzień nie było poprawy, ale później stopniowo drzewko zaczęło wracać do siebie. Najpierw liście przestały odpadać, a po pewnym czasie zaczęły pojawiać się nowę pędy. Jak już pisałam, chciałam go przesadzać i po około 2-3 tygodniach normalnego wzrostu uznałam, że nie powinno mu to zaszkodzić.

Pod koniec marca przesadziłam moje drzewko. Ponieważ po tym zabiegu już nie doszło do siebie opisze dokładnie co robiłam, bo być może to właśnie to go dobiło:( Na początku wyjęłam całą bryłę ziemi i wsadziłam ją do miski z wodą, żeby pozbyć się ziemi między korzeniami bez uszkadzania ich. Drzewko siedziało w tej misce 1-2 godziny (bez zamaczania części rosnącej nad ziemią - czy to mogło spowodować np późniejsze gnicie korzeni?), a ja w między czasie włożyłam do wyczyszczonej doniczki na spód siatkę przykrywającą otwory, na to warstwę żwirku i na koniec ziemię, którą sprzedali mi w szkółce bonsai (był to worek otwarty juz 3 lata wcześniej, a później zamknięty klipsem i trzymany w komórce - czy mogło to w jakiś sposób zaszkodzić ziemi?). Następnie wypłukałam resztkę ziemi spomiędzy korzeni i przycięłam jeden najgrubszy (wyczytałam, że spełnia w zasadzie tylko funkcję mechaniczną, więc przycinanie go nie powinno zaszkodzić tak?) tak około 1/4~1/5 długości oraz kilka mniejszych, ale to już naprawdę niewiele - generalnie przycięłam dużo mniej korzeni niż za poprzednim razem i drzewku zostało masę nowiutkich białych korzonków. Nie zauważyłam też niczego podejrzanego podczas przesadzania. Po ułożeniu drzewka w doniczce i zasypaniu go ziemią pilnując, żeby nie zostało powietrze między korzeniami, wsadziłam je do miski z wodą sięgającą tak do połowy doniczki, żeby nowa ziemia naciągnęła wody. I właśnie od tego czasu zaczęły się dziać niepokojące mnie bardzo rzeczy.

Tuż po przesadzeniu gleba była bardzo wilgotna, bo naciągneła wody z miski i to było ok, ale problem zrobił się, gdy mijały kolejne dni i nie było widać ŻADNEJ różnicy w wilgotności. Po około tygodniu ziemia na wierzchu w dotyku nadal była dość mokra. Przeczytałam, że może to oznaczać, że korzenie nie piją wody, więc po prostu czekałam i nie podlewałam, gdyż nie chciałam doprowadzić do gnicia (czy mogłam w ten sposób przesuszyć drzewko, bo np w środku miał juz sucho a jakimś dziwnym sposobem na wierzchu mokro?). Ponadto nowe pędy zwiędły zaraz po przesadzeniu, a także część liści. Myślałam, że to reakcja na przesadzanie i początkowo się tym nie niepokoiłam. Po upływie kolejnych dni ilość więdnących liści ciągle rosła, nie pojawiały się też zadne nowe listki. Tydzien po przesadzeniu znów musiałam opuścić moje drzewko (święta wielkanocne), ale tym razem poszło pod opiekę przeszkolonego i wyczulonego chłopaka. Przez kolejne dni gleba na wierzchu była wilgotna, ale w końcu jak była juz nieco wyschnięta drzewko zostało podlane niewielką ilością wody, bo bałam się, ze go zasuszę. Później było podlewane co kilka dni, ale nadal ilością mniejszą niż zazwyczaj, bo ziemia dużo wolniej wysychała. Liście przestały więdnąć, ale te już zwiędnięte zaczeły usychać zamiast wracać do zdrowia. Wg mojego chłopaka pojawiły się zaczątki nowych liści, ale one też prawie natychmiast więdły.

Odebrałam drzewko około połowy kwietnia, było ono znowu w bardzo złym stanie. Gleba wprawdzie zaczęła zachowywać się tak, jak mniej więcej byłam przyzwyczajona (nie zauważyłam przy poprzednim przesadzaniu, żeby aż tak długo była wilgotna, stąd moje podejrzenie, że coś jest nie tak z korzeniami), ale drzewko sprawiało wrażenie zasuszonego (było podlewane mniej niż zazwyczaj, ale tylko przez okres kilku dni) - zwiędnięte wcześniej pędy i liście nie straciły nawet swojego koloru, tylko po prostu wyschły i kruszyły się przy dotyku. Zaczęłam je bardzo dokładnie obserwować i ponownie spryskiwać. Liście prawie nie spadały, ale to dlatego, że usychały i w takim stanie wisiały przyczepione do gałęzi. Cały czas sprawdzałam też, czy po zdrapaniu kory jest zielone. Po pewnym czasie zauważyłam na gałęziach pajęczynę - od razu skojarzenie z przędziorkiem. Zaaplikowałam provado i czekałam. Przestawiłam też drzewko bliżej okna - na biurko tuż przy parapecie okna zachodniego (mam w mieszkaniu tylko zachodnie okna i 1 północne). Pod podstawkę doniczki wsadziłam tackę z ciągle namaczanym keramzytem. Dni mijały a moje drzewko coraz bardziej marniało. W końcu nie miało na sobie ani jednego swieżego listka...Wyczytałam, że najlepiej obciąć uschnięte gałęzie i liście, żeby niepotrzebnie nie obciążać drzewka. Martwi mnie, skąd będzie ono miało energię, jeżeli nie będzie mogło fotosyntezować, ale w sumie i tak nie miało już zdolnych do tego moim zdaniem liści więc zdecydowałam się na cięcie. Sprawdziłam pod korą i większość tych najcieńszych gałązek była uschnięta, więc obcięłam je wszystkie. Jak widać na zdjęciach niżej na moim drzewku zostały same nieco grubsze gałęzie (nie wiem czy to nie błąd, bo może drzewku trudniej wypuścić pąk na takiej starszej gałęzi?). Podlewanie drzewka jest bardzo pilnowane, robię to jak gleba na wierzchu jest sucha w dotyku (ale nie przesuszona).

Ponieważ naprawdę mi zależy na tym drzewku to codziennie mu się przyglądam (początkowo miałam nadzieję, że zauważę jakieś pączki pękające, ale niestety...) i właśnie podczas tych oględzin zauważyłam robale (dochodzę wreszcie do czegoś, co uzasadni taki a nie inny tytuł). Ponieważ na gałęziach wciąż jest pajęczyna to myślałam, że to znowu przędziorki więc znów pryskałam drzewko. Minęły 3 tygodnie (nadal brak liści, regularny oprysk) i dziś znowu zauważyłam te robaczki. Na logikę bez sensu jest, że one ciągle żyją jak przecież nie maja co jeść...I właśnie to mi dało do myślenia (pomijając to, że najwyraźniej oprysk ich nie rusza) i zaczęłam dokładniej grzebać w necie. Robaki te są bardzo bardzo małe i sama nie wiem jak mi się udało je zauważyć. Wyglądają jak pająki (stąd moje skojarzenie wcześniej) i mają około milimetra długości. Chodzą sobie po ziemi i nie zauważyłam, żeby się w nią wgrzebywały czy coś. Nie widziałam też, żeby chodziły po drzewie. A oto zdjęcia jakie udało mi się zrobić jednemu z nich (przeniosłam go na karton, żeby był lepiej widoczny):
robal.JPG
robal.JPG (54.18 KiB) Przejrzano 2242 razy
robal3.JPG
robal3.JPG (41.15 KiB) Przejrzano 2242 razy
robal4.JPG
robal4.JPG (66.25 KiB) Przejrzano 2242 razy
Znalazłam na necie takie zdjęcie (lepsza jakość niż moje): http://img84.imageshack.us/i/robaczek.jpg/
i wydaje mi się, że to dokładnie ten sam robak. Nie jest to moim zdaniem przędziorek, za to obstawiałabym roztocze drapieżne, ale tutaj potrzebuje . kogoś bardziej zorientowanego, bo mnie pozostaje jedynie porównywanie zdjeć w google.

Meritum: czy ten robak to szkodnik czy też faktycznie pomocnik zjadający przędziorki? Ponadto zauważyłam, że coś dziwnego się dzieje z korą mojego drzewka. Wygląda to tak, jakby zaczęła pękać. Wydaje mi się, że wcześniej nie była ona w takim stanie. Poniżej zamieszczam zdjęcia z opisem, co dokładnie mnie niepokoi, a może bardziej doświadczone oko zauważy też inne niepokojące (o ile można o takich mówić przy drzewku w tym stanie...) objawy.
pien.jpg
pien.jpg (56.82 KiB) Przejrzano 2242 razy
1 - to moje dzieło:( Na początku myślałam, że sprawdzanie, czy pod korą jest jeszcze zielono trzeba trochę głębiej, i jak ciągle widziałam brązowe to zaczęłam panikować i zdrapywać coraz głębiej.
2 - to pęknięcie jakby wkoło pnia było od zawsze, natomiast wydaje mi się, że jakby się bardziej 'oddaliła' ta zewnętrzna otoczka od samego pnia
pien2.JPG
pien2.JPG (43.7 KiB) Przejrzano 2242 razy
pien3.JPG
pien3.JPG (57.02 KiB) Przejrzano 2242 razy
pien5.JPG
pien5.JPG (45.62 KiB) Przejrzano 2242 razy
To miejsca, które najbardziej mnie zaniepokoiły. Takie pęknięcie jest przy większości gałęzi odchodzących od pnia, mają one jednak różną 'glębokość'. Wygląda to tak, jakby te konary zaczęły odpadać, ale gałązki nawet te najdalsze na nich są pod spodem nadal zielone...
pien4.JPG
pien4.JPG (53.43 KiB) Przejrzano 2242 razy
Ten czarny fragment pokazuje, bo może to też ma jakieś znaczenie. Wydaje mi się też, że część gałęzi zrobiła się taka bardziej czerwona w kolorze. Widać to na zdjęciach np 2 i 3 z pniem. Z drugiej strony nie wiem, czy już sama nie doszukuje się na siłe jakiejś choroby. Nie wiem już sama co robić...Wydawało mi się, że juz po drzewku (bo jest bez oznak rośnięcia od ponad miesiąca), ale ono uparcie ma zielone pod korą, dlatego też zdecydowałam sie tutaj napisać. Poniżej zdjęcie z kawałkiem zdrapanej kory, bo może to jednak już uschnięte dawno drzewko, a ja tylko na siłe widze zielone tam, gdzie go już nie ma...(choć osoby postronne też mówią, że to na zielone wygląda). Na tym zdjęciu widać też pajęczynki, które oblepiają w zasadzie każdą gałąź. Mam je jakoś zmyć?
zielone.JPG
zielone.JPG (19.61 KiB) Przejrzano 2242 razy
Czasami mam wątpliwości co do niektórych gałązek, ale przy niektórych to naprawde wygląda mi na zielone. Na koniec daje zdjęcie całego drzewka, jeżeli przydałoby się zdjęcie czegoś konkretnego, albo w lepszej jakości to piszcie:
calosc2.JPG
calosc2.JPG (54.38 KiB) Przejrzano 2242 razy
O co proszę? O jakikolwiek komentarz. Zdaję sobie sprawę, że walka jest już pewnie przegrana dawno, ale jak to gdzieś ktoś napisał "dopóki jest zielone pod korą to jest szansa". Czy po przebrnięciu przez moj opis nadal uważacie, że jest jakakolwiek szansa? Jeżeli tak, to proszę napiszcie mi co jeszcze moge zrobić dla mojego drzewka, żeby mu jakoś pomóc. Może dokupić jakąś lampę i doświetlać? Czy to ma sens w przypadku braku liści? Odkąd drzwko zostało w lutym przesuszone nie było nawożone, bo jak jest w złym stanie to się nie nawozi - czy w obecnej sytuacji mam sie dalej tego trzymać? Jeżeli uważacie, że drzewko jest stracone, ale w moim opisie widzicie, jakie błędy mogły go doprowadzić do tego stanu, to także proszę napiszcie o tym, to na przyszłość będę wiedziała jak sie zachować w podobnej sytuacji.
Awatar użytkownika
Kamil
Administrator
Posty: 2780
Rejestracja: 19 lip 2004, 10:33
19
Imie i nazwisko: Kamil Jackiewicz
Województwo: opolskie
Lokalizacja: Reńska Wieś
Kontakt:

Post autor: Kamil »

Witaj Lauro,

przyznam sie bez bicia, ze nie czytalem Twojego calego postu ale z tego co widze to moim zdaniem to drzewko juz uschlo. Dziwi mnie jednakze to, ze piszesz, ze drzewko pod kora jest zielone??
Pozdrawiam,
Kamil Jackiewicz
Awatar użytkownika
Bolas
wspieram forum (srebro)
wspieram forum (srebro)
Posty: 2441
Rejestracja: 20 lis 2004, 18:03
19
Imie i nazwisko: Boleslaw Wujczyk
Województwo: śląskie
Lokalizacja: Żory
Kontakt:

Post autor: Bolas »

Lauro sorki ale tak jak pisał Kamil wiekszosc ludzi widzac tak długie posty poprostu ich nie czyta a nawet omija je dalekim łukiem. Pewnie dlatego tez nikt ci nie odpisał. Ten robaczek to pewnie skoczogonek albo cos co zywi sie martwym spruchniałym drewnem.
Co do zieleni pod kora. Jest to prawdopodobne ale sprawdz czy jest to sucha zielen czy jaskrawa wilgotna. Jesli ta druga to jest jeszcze szansa ale z tego co widze ze zblizen raczej watpie.
Pozdrawiam i wiecej uwagi nastepnym razem.
Pozdrawiam
Bolesław Wujczyk
ODPOWIEDZ