Corfe
No cóż jak przeczytałem, że mieszkasz i pracujesz poza granicami Polski, a drzewkami zajmujesz się z doskoku w czasie odwiedzin, to teraz po części rozumiem Twoje problemy. Nie chcę być czepialski i upierdliwy, ale tego jednak nie mogę zrozumieć – po co ciąłeś drzewko w całkiem innym miejscu niż ma być docelowe cięcie i to jak sam się przyznajesz w całkiem nieodpowiedniej porze ? Przecież to cięcie odebrało mu mnóstwo siły i energii, które marnuje na zabliźnianie niepotrzebnej olbrzymiej rany. To że masz drzewka „na odległość” ma same wady, ale ma przecież jedną zaletę, możesz w spokoju zaplanować co jest do zrobienia przy drzewkach jak przyjedziesz, no ale niestety jak odwiedziny są „nie w porę” to nie powinieneś nic robić.
Ja oczywiście rozumiem wewnętrzne parcie żeby wykonywać przy drzewkach ciągle jakieś zabiegi, znane są mi z autopsji zejścia śmiertelne drzewek, które „zapieściłem” na śmierć
Ale na takie tęsknoty do pracy ciągłej przy tych kilku drzewkach jest jedno lekarstwo, zafundować sobie zagajnik ponad 20-pienny, najlepiej z jałowców, no roboty jest nie do przerobienia i inne zostają w spokoju.
Wracając do Twojej sytuacji ja ją rozumiem, bo wprawdzie jestem w kraju i moje drzewka też ale ja mieszkam w Warszawie a drzewka są daleko w Rzeszowie u przyjaciela bonsaisty, gdzie jeżdżę tylko raz w roku. Niestety w moim mieszkaniu w bloku „pokomunistycznym” nie ma żadnego tarasu, loggi czy balkonu, jest tylko w oknie balkonowym barierka, jak ją nazywam „wyrzygałka” bo do tego tylko się nadaje. Dlatego przez długie 10 lat starałem się ciągle wierzyć w tzw. indoor bonsai, męczyłem przez te lata siebie psychicznie i zamęczałem na śmierć dużą ilość fikusów, carmon, wiązów chińskich i innych drzew ze strefy tropikalnej i subtropikalnej. Po tych latach doszedłem do wniosku, że to był błąd – indoor bonsai nie istnieją (ale będzie zaraz awantura na forum
i wziąłem się za drzewa rodzime. Na szczęście przez ten nie całkiem zmarnowany czas, poznałem kilku wspaniałych kolegów bonsaistów na których mogę polegać, a już najbardziej na Bogdanie z Rzeszowa, który zaoferował się i po prostu trzyma u siebie, podlewa, nawozi, tłucze robactwo a jak nie mogę przyjechać to i przytnie jak należy moje prebonsai, a jest tych drzewek kilkanaście.
A na wspomnianej „wyrzygałce” powiesiłem stelaż i na nim stoi wspomniany jałowiec dwudziestopoaropienny, także mam co i na miejscu podłubać też.
Tak więc Corfe do czasu Twojego powrotu do kraju na stałe, życzę Ci aby i Tobie jakiś zaawansowany kolega bonsaista zaoferował taką . jak mnie właśnie Bogdan, wtedy będzie z Twoimi drzewkami wszystko OK